Od kilku miesięcy chciałam zakosztować, wypróbować, poznać świeże maseczki Lusha.
Udało się, dzięki pomocy Aliny, która odwiedziła berlińskiego Lusha, nabyła dla mnie trochę tamtejszych skarbów i przesłała je do mnie tak szybko, że mogłam cieszyć się praktycznie pełnym okresem przydatności, mojej pierwszej świeżej maseczki tej marki.
Problem jest w tym, o czym pewnie niektóre z Was wiedzą, że świeże maseczki Lusha, mają bardzo krótkie terminy ważności (tylko około czterech tygodni). Może to przysparzać sporo trudności logistycznych, bo jeśli na przykład zamówimy je w sklepie internetowym, jest spore ryzyko, że przesyłka przyjdzie do nas tak późno, że nie zdążymy maseczki zużyć.
Ale dzięki sprawnej pomocy Alinki, udało mi się opróżnić pudełeczko, przed końcową datą.
Co jeszcze? Maseczki po otwarciu należy przechowywać w lodówce. Nie radzę kupować np dwie czy więcej naraz, bo znowu przez krótki termin, kosmetyk może się zmarnować.
Pierwsza świeża maseczka, jaką wybrałam to Cupcake. Skusiła mnie - czekolada. Pomyślałam, że nie miałam jeszcze czekolady na twarzy i że musi to być bardzo przyjemne, taki kakaowy aromat, po prostu pełen relaks.
Ale gdy podniosłam wieczko, rozczarowałam się, zapachowe połączenie mięty i czekolady, za bardzo przypominało mi coś trudnego do sprecyzowania z dzieciństwa, obstawiam że jakieś słodycze, których nie lubiłam.
Na szczęście z każdą następną aplikacją, przyzwyczajałam się do zapachu i w końcu przestał mnie drażnić. Inne odczucia miała Pola, powiedziała mi: "Mamo proszę cię, nie zmywaj tego nigdy." "Dlaczego?" - zapytałam. "Bo to tak ślicznie pachnie".
Co oprócz masła kakaowego i świeżej mięty zawiera Cupcake? Oczywiście wiele innych dobroci, czyli glinkę Rhassoul, która oczyszcza i łagodzi skórę, nasiona lnu które zmiękczają skórę i aromatyczny olejek z drzewa sandałowego.
Skład
Rhassoul Mud and Linseed Infusion (Linum usitatissimum),
Glycerine, Talc, Cocoa Powder (Theobroma cacao), Cocoa Butter (Theobroma
cacao), Fresh Mint (Mentha piperita), Sandalwood Oil (Santalum
austro-caledonicum vieill and Fusanus spicatus), Vanilla Absolute
(Vanilla planifolia), Spearmint Oil (Mentha spicata), Peppermint Oil
(Mentha piperita), *Limonene, Perfume
Cupcake przeznaczona jest dla cery tłustej, problemowej oraz dla tych osób, które zaczynają przygodę ze świeżymi maseczkami, czyli dla mnie :) Aromat czekolady ma sprawić nam przyjemność i zachęcić nas do dalszych maseczkowych eksperymentów.
Maseczka ma odżywiać, zmiękczać, odświeżać (mięta!), nawilżać, tonować skórę, absorbować nieczystości i głęboko oczyszczać. Ma konsystencję ciemnobrązowej pasty, gdzieniegdzie widać drobne ziarenka lnu.
Nakładamy ją na około 15 minut i zmywamy.
A efekt?
Skóra jest oczyszczona, miękka, odżywiona, uspokojona i odświeżona. Wyraźnie zmatowiona, ale nie wysuszona. Cupcake naprawadę działa!!! Widać to gołym okiem.
Czuję się absolutnie zachęcona. To był udany pierwszy raz ze świeżymi maseczkami Lusha. Następna na celowniku jagodowa Catastrophe Cosmetic.
Pojemniczek 45 ml kosztował 10,45 € czyli około 42 zł. Wystarczył na około 6 użyć, ale nakładałam pastę obficie, ze strachu przed ryzykiem marnotrawstwa.
Zróbił(-a) ją dla mnie Judo.
Znacie świeże maseczki Lusha, jakie mogłybyście mi polecić?
Pozdrowiania
Kasia
Testowałam Oatifix - świetnie nawilżała i pięknie pachniała. Właśnie zakończyłam Cosmetic Warrior, która rzeczywiście oczyszcza, ale nie pachnie za pięknie :) Bardzo chciałabym przetestować jeszcze ...wszystkie :D
OdpowiedzUsuńJa też chcę wszystkie :D !!!!!!!!!!
UsuńJa na razie uzywam Cosmic Catastrophe i jest super- nastepnym razem chyba sie skusze na te Cupcake;)
OdpowiedzUsuńCatastrophe będę chciała wypróbować na pewno :)
UsuńChętnie bym taką maseczkę przetestowała:)
OdpowiedzUsuńBedac w Lushu własnie chcialam Cupcake, ale moja kolezanka namowila mnie na Ayesha, bo podobno swietnie wygladza... Kupilam i juz wiecej kolezanki sluchac nie bede :P Niby faktycznie troche wygladza, ale bez szału... Smierdzi, ciezko to zmyc i generalnie nie polecam :P
OdpowiedzUsuńTo już wiem, czego unikać. Mam plan, żeby spróbować wszystkich, więc tę zostawię na koniec :)
Usuńnie slyszalam o tym, ale bardzo mnie zaciekawilas!
OdpowiedzUsuńNiestety nigdy nie miałam możliwości wypróbowania LUSH'a...ale może kiedyś;)
OdpowiedzUsuńUwiembiam ja!
OdpowiedzUsuńSzczerze Ci polecam Oatifix-bedziesz zachwycona.
Oatfix, będzie po Catastrophe :)
UsuńCatastrophe też mam na swojej liście ;D
OdpowiedzUsuńPewnie :)
Usuńniestety żadnej jeszcze nie miałam ;/
OdpowiedzUsuńmialam te maske, byla ok :) wole catastrophe ;) sacred truth i brazened honey tez byly w porzadku, teraz koncze catastr. i lece po oatfix, bo podobno fajna :) a moja pierwsza lushowa maseczka byla cosmetic warrior, dzialanie bardzo fajne ale smierdziala jak zaprawa murarska :D do cupcake wroce za jakis czas, bo cera byla po niej matowa ale jednoczesnie nawilzona.
OdpowiedzUsuńTak dokładnie, matowa i nawilżona :) Oatfix, sacred truth i brazened honey, zanotowano. Cosmetic warrior później :)
UsuńTych świeżych nie używałam, ale moja skóra uwielbia Mask of magnaminty :)
OdpowiedzUsuńBrzmi dumnie :)
UsuńMuszę kiedyś wypróbować ich produkty:)
OdpowiedzUsuńw zeszłym roku dostałam ją w sklepie do zakupów (na majówce w Pradze) a, ze upał był straszny, i ja nie posiadałam lodówki to maseczkę musiałam zużyć w jeden wieczór.. dlatego wysmarowałam sobie nią twarz oraz Męża i brata..:)) jak się spotkamy to pokażę Ci fotę.. lataliśmy tak po hotelu.. jaja były nie z tej ziemi ;)
OdpowiedzUsuńTo musiało genialnie wyglądać :D
UsuńMiałam Cupcake i jak dla mnie była wspaniała :)
OdpowiedzUsuń