Witajcie Kochane,
Jak spędziłyście weekend? :) Mój można określić dwoma słowami pachnący i smakowity. Odkrywałam nowe smaki i tyle nowych pięknych zapachów, że do tej pory bolą mnie nozdrza.
Odwiedziła mnie Alina z bloga Koffer in Berlin. To było nasze drugie spotkanie na żywo. Zdecydowanie dłuższe niż poprzednie, bo czas jego trwania można było liczyć nie tylko w godzinach, a w dniach.
W piątek pojechałam po Alinkę na dworzec. Przyjechałam przed czasem, bo umówiłam się na regulację brwi w Brow Barze Benefit (jestem zachwycona efektem, pani Kasia dała czadu!). Po regulacji zostało mi trochę czasu, więc postanowiłam zajrzeć do stałych punktów, jakie zawsze odwiedzam gdy jestem w tej okolicy. Czyli sklep Bath & Body Works i Świat Zapachów. (Na Organique i Hebe już nie starczyło czasu). W B&BW kupiłam piankę do mycia rąk o aromacie białych cytrusów za jedyne 10 zł (była promocja na niektóre zapachy). A w Zapachu Domu obwąchałam kilka wiosennych nowości Yankee Candle i zdecydowałam się na dwa zapachy, Lovely Kiku czyli chryzantemę z nutami kwitnącej wiśni i ciepłej wanilii oraz oryginalny Under the palms, czyli połączenie trawy morskiej, liści palmowych oraz kokosa. Niestety woski zdrożały, kosztują teraz 7 zł :( Pan w Zapachu Domu jak zwykle zasypał mnie ciekawostkami na temat świec, tak się zagadaliśmy że spóźniłabym się na przyjazd Aliny. Na szczęście pociąg miał mały poślizg i zdążyłam bez problemu.
Później już tylko uściski, okrzyki radości i uroczysta inauguracja weekendu we francuskiej restauracji. Byłyśmy nastawione na odkrywanie tego co nowe, padło więc na żabie udka. Nie smakowały tragicznie, trochę jak kurczak, sosik śmietanowo czosnkowy i kieliszek mojego ukochanego muscata zdecydowanie poprawił odbiór ;)
Później już tylko uściski, okrzyki radości i uroczysta inauguracja weekendu we francuskiej restauracji. Byłyśmy nastawione na odkrywanie tego co nowe, padło więc na żabie udka. Nie smakowały tragicznie, trochę jak kurczak, sosik śmietanowo czosnkowy i kieliszek mojego ukochanego muscata zdecydowanie poprawił odbiór ;)
Za to deser, tarta cytrynowa okazała się kulinarnym spełnieniem marzeń. Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam tak fantastyczny deser!!
Po kolacji udałyśmy się na bubble tea.
I na autentyczne herbaciane szaleństwo zakupowe. To właśnie Alina zaraziła mnie miłością do herbat. Owocem herbacianej rozpusty okazały się czerwony Rooibos Kalahari z domieszką płatków róż, trawy cytrynowej i czekolady i herbatki zdrowotne, Yoga z cynamonem, kardamonem, imbirem, goździkami, pieprzem i głogiem. Kolendrowy Sekret fitness podobno pomagający redukować tkankę tłuszczową ;) Zielone kuleczki Jiao-gu-lan, wzmacniające odporność (to zdecydowanie coś dla mnie!) i kojące Lawendowe Wyciszenie.
Po zakupach wróciłyśmy do domku i padłyśmy zmęczone spać. Otrzymałam piękne podarunki, przebosko pachnący olejek różany do twarzy Alverde i różane mydełko również tej marki. Kulę do kąpieli Lusha Dragon Egg z drobinkami złota, stertę próbek. I Alinka podzieliła się ze mną swoją imponującą kolekcją herbat. Szykuje się herbaciane testowanie :)
Po śniadanku (tosty z camembertem, roszpunką i pierwszy sezon serialu "Girls") udałyśmy się na wyprawę po Warszawie. Oczywiście musiałyśmy zajrzeć do Rossmanna i dopadłam wreszcie rumiankową pomadkę Alterry, którą mam zamiar odżywiać sobie rzęsy i korektor rozświetlający Lumi Magic, L'oreala.
Alinka chciała zajrzeć do Galilu.Tam oczywiście zatopiłam nos w świecach Diptyque. Zapragnęłam kolejnych dwóch zapachów, słodkiego, drzewnego Opopanax i Foin Coupé, czysty zapach świeżo skoszonej trawy i dziko rosnących kwiatów. Niestety na stanie mieli tylko testery :( Ale co się odwlecze...
Po wizycie w Galilu zjadłyśmy obiadek w Tel Avivie, gdzie jadłam mój pierwszy w życiu hummus. Chyba nie zostanę fanką. Piłam również piekielnie mocną kawą po arabsku, po której rozbolała mnie głowa.
Następnym punktem na naszym planie była niszowa perfumeria Mood Scent Bare. Spędziłyśmy tam dwie godziny słuchając cudownych opowieści o perfumach. Jeśli planujecie się tam wybrać, najlepiej wygospodarujcie sobie więcej czasu. Warto iść tam niespiesznie. Znalezienie idealnych perfum dla siebie to więcej niż chwila. "Zapach jest czymś więcej niż tylko pachnącym powietrzem. Czasami bywa sugestią,
a kiedy indziej emocją, za którą chciałoby się podążyć. W MOOD SCENT BAR zajmujemy się zapachem i wszystkim wokół
niego. Szukanie odpowiednich perfum to przecież nie tylko wąchanie. To
odnajdywanie relacji pomiędzy nami, naszą osobowością i odpowiednią
kompozycją składników. Bez posługiwania się stereotypami dotyczącymi
wieku, zawodu, płci. Nasz zapach musi współbrzmieć z tym, jak my się
poruszamy. I tym jak chcielibyśmy poruszać innych." To fragment manifestu perfumerii, której założycielem jest Victor Kochetov, pasjonat świata perfum.Victor oprócz niesamowitej wiedzy o perfumach jest obdarzony siódmym zmysłem, potrafi pomóc Ci w znalezieniu idealnych perfum. Myślę że jeszcze nie raz opowiem Wam o Mood Scent Barze. Póki co, zaopatrzona w czarną kopertę z próbkami perfum rozpoczynam testy, cel - poszukiwanie swojego zapachu.
Tour po Warszawie zakończyłyśmy w herbaciarni Same Fusy, ja przy kawałku ciasta marchewkowego i koktajlu z pomarańczami i imbirem.
Wieczorkiem wróciłyśmy do domu. Były maseczki, film i babska gadanina. A po porannych gofrach odprowadziłam Alinkę na dworzec. Spędziłyśmy piękny czas.
Życzę Wam cudownego tygodnia i dużo pozytywnej energii na jego początek!
PS2. Jest już relacja u Aliny, zgodnie z obietnicą wstawiam link -> (KLIK).
Świetny weekend :) O tak, wizyta w Galilu obowiązkowa:)
OdpowiedzUsuńGalilu = wodzi na pokuszenie :)
UsuńSuper spędzony weekend na przyjemnosciach:)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę weekendu. Pełen wrażeń :)
OdpowiedzUsuńale Wam fajnie! jestem pewna, że spędziłyście cudowny czas razem! :)
OdpowiedzUsuń:*:*:*:*:*:*:*:*:*
UsuńFantastycznie spędzony weekend widzę ! ;) Strasznie wam zazdroszczę ! Mój ograniczył się do szybkich zakupów ...szkoda że spożywczych bo od paru dni w lodówce hulał wiatr ! Paro godzinnego treningu [ jedyna przyjemna rzecz; D ] . I czasu spędzonego nad pisaniiem licencjatu , konspektu , projektu . Achh marzy mi się taki chilloutowy weekend ! :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, żebyś szybciutko taki miała :)
UsuńAle wypas, samo czytanie o tym wszystkim było fajne, a jak musiało być w rzeczywistości?! :-) Pozazdrościć, mój weekend to przy tym nudy ;-)
OdpowiedzUsuńDzięki Piotrek :)
UsuńZazdroszczę:)
OdpowiedzUsuńhttp://kosmetycznieimodnie.blogspot.com/
Bardzo milo spedzony weekend i wszystko fajnie opisane :) nabralam znow ochoty na swiece Diptique.
OdpowiedzUsuńNapisz jak się skusisz :) Ciekawe kiedy to się stanie ;)
UsuńZ racji, że jestem leniwa i wstałam o dwunastej, a zaraz idę na pocztę, to wrzucę post ok. 15-16. Oczywiście zakładając, że się dziś wyrobię :).
OdpowiedzUsuńChoć na pewno nie będzie tak ładny jak Twój. Miałyśmy absolutnie cudowny weekend :).
Nic dodać nic ująć - cudny był :)
Usuńbardzo udany weekend :)
OdpowiedzUsuńTo udany weekend widzę :)
OdpowiedzUsuńIle herbat, nie wiedziałabym, za którą się zabrać! :)
Ja też tak mam :D Zaraz sobie zaparzę lawendowe ukojenie!
UsuńSzkoda, że mnie tam nie było ;) - super weekend miałyście!
OdpowiedzUsuńChodź ze mną na te tartę maleńka ;) Co stoi na przeszkodzie? Hę?
UsuńA wiesz, to dobry pomysł :)
UsuńFajnie spędziłyście razem czas :) Tylko pozazdrościć Twoich zakupów oraz niespodzianek, które otrzymałaś :)
OdpowiedzUsuńJednym słowem weekend obfitujący w przyjemności :)
UsuńNawet czytając czuło się tę Twoją radość z tego czasu :) Bardzo pozytywny przekaz :)
OdpowiedzUsuńW Trójmieście pogoda nas rozpieściła więc weekend był na świeżym powietrzu.
Dziękuję, bardzo mi miło :) I tak, pogoda w ten weekend była wyjątkowo udana jak na luty :)
UsuńJa weekendy niestety w szkole spędzam :)
OdpowiedzUsuńTobie zazdroszczę tak wspaniałego weekendu. A postem mi narobiłaś smaka na herbatę. Chyba sobie zaparzę :)
Miłej herbatki :)
UsuńTo miałaś udany weekend - pozazdrościć :)
OdpowiedzUsuńŚwietny weekend, uwielbiam takie posty. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podobał :)
Usuń