Witajcie Kochane,
Nie odzywałam się długo,
bo musiałam uporać się z falą domowych przeziębień. Chorowaliśmy
wszyscy, ja, mąż i Pola. Do tego w pracy nawarstwiały się trudności związane z końcówką kwartału.
W weekend mieliśmy zaplanowany pobyt w Zakopanem. Tylko ja i
mąż (dziękujemy babciu Lidziu :*). W
ostatniej chwili zastanawialiśmy się, czy nie zrezygnować przez wzgląd na
chorobę.
Ale jako że próbujemy wybrać się do Zakopanego niemalże od
roku, uparłam się, że jedziemy. Najwyżej będziemy kurować się śliwowicą. (Dla
ścisłości, ja preferuję grzane piwo i wino, śliwowicy bym nie przełknęła).
Pomyślałam też, że taki wyjazd będzie idealnie wpasowywał
się w cykl Oswajamy Jesień (KLIK). Nie ma bardziej jesiennego miejsca, niż góry w
październiku.
Decyzja okazała się arcysłuszna. Pogoda dopisała w
najpiękniejszym jesiennym wydaniu.
Przyjechaliśmy w piątek po południu. Zostawiliśmy rzeczy w
hotelu i poszliśmy na spacer. Pierwszego dnia nie wzięłam ze sobą aparatu, miał
to być dzień spokojny, dzień zregenerowania nadwątlonych chorobą sił, w którym „nic
nie muszę”, nawet robić zdjęć.
Natomiast sobotę zaplanowaliśmy już bardziej intensywniej. Co
prawda nie odmówiłam sobie kilku chwil błogiego lenistwa z książką. Takie
momenty to prawdziwy luksus.
Piękny widok z okna pokoju hotelowego.
Śniadanko.
A po nim udaliśmy się na górskie wędrówki.
Nasyciłam oczy barwami jesieni.
Po trzech godzinach wchodzenia „pod górę” zaczęłam coraz bardziej kasłać i zarządziliśmy odwrót. Kierunek - Krupówki, cel - obiadek. Jeśli chodzi o jedzonko upodobałam sobie moskale, czyli placki z gotowanych ziemniaków. Tutaj opcja z baraniną.
Piękny widok z okna pokoju hotelowego.
Śniadanko.
A po nim udaliśmy się na górskie wędrówki.
Nasyciłam oczy barwami jesieni.
Po trzech godzinach wchodzenia „pod górę” zaczęłam coraz bardziej kasłać i zarządziliśmy odwrót. Kierunek - Krupówki, cel - obiadek. Jeśli chodzi o jedzonko upodobałam sobie moskale, czyli placki z gotowanych ziemniaków. Tutaj opcja z baraniną.
W następnej notce pokażę Wam moją wyjazdową kosmetyczkę.
Duża buźka!!
Wasza Kasia
Kogo tam na YT oglądasz?
OdpowiedzUsuńMiss Glamorazzi :D
Usuńpiękna wyprawa! ale widać że w hotelu lura nie kawa ;)
OdpowiedzUsuńDobra kawa zazdrośnico, to na górze to mleko :P
UsuńOj, ja chciałabym w końcu wziąć się za siebie i zrobić jakiś wypad do lasu na jesienne zdjęcia. :)
OdpowiedzUsuńJa bym chciała jeszcze się przejść i listeczków do domu pozbierać i kasztanów :)
Usuńwłaśnie chyba zdecyduję się na tradycyjnny wypad jesieny do Zakopanego ;3
OdpowiedzUsuńZakopane i jesień, te dwa słowa bardzo do siebie pasują :)
Usuńa wiesz Kasieńko, że dziś o Tobie właśnie myślałam i aż na bloga zajrzałam, bo myślałam, że przegapiłam jakiegoś posta.. a Ciebie nie było :) ale super, że już jesteś! mam nadzieję, że czyjesz / czujecie się lepiej? :)
OdpowiedzUsuńJeszcze troszkę kaszel mnie męczy, ale jest już dużo lepiej. Mąż i Pola już zupełnie dobrze.
UsuńCiepło mi się na serducho zrobiło, że myślałaś o mnie. Całuję bardzo :*
to kuruj się jeszcze i dołącz do zdrowej Poli i męża :)
Usuńno myslałam, myślałam :) często myślę :*
:*:*:*:*:*
UsuńTeż uważam, że wyjazdowe gofry najpyszniejsze! 😊
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam w górach ;/
OdpowiedzUsuńBędziesz jeszcze na pewno :D
UsuńJesień w górach jest podobno najpiękniejsza :-)
OdpowiedzUsuńAle a propos śliwowicy, u nas w domu jak kogoś zaczyna dopiero zbierać na chorobę, to się mu parzy kubek gorącej herbaty, dolewa do kubka śliwowicy, nakazuje się wypić tą miksturę jak najprędzej i wysyła do łóżka w ciepłej piżamie. Rano człowiek zdrowy jak ryba, tyle, że te czary mary nie działają jak już nas wzięło porządne przeziębienie ;-)
No toż właśnie mój mąż tak zrobił i się wyleczył :) Ja nie dałam rady napić się tej mikstury :)
Usuńale pięknie :D
OdpowiedzUsuńOj pięknie było :D
UsuńFajny taki wypad:) Ja byłam w górach wczesną wiosną i aura podobna :) Ja chcę wyciągnąć męża na jakiś wyjazd jesienny, marzy mi się Londyn... ale jak nie wypali to chociaż wypad do Torunia :)
OdpowiedzUsuńJa też bym gdzieś jeszcze uciekła poza Polskę, Londyn brzmi super :)
UsuńCudowny! A gofry wyjazdowe są faktycznie najlepsze :)). Nigdzie indziej nie smakują tak jak nad morzem, ale podejrzewam, że górskie też mają to coś. Na Krupówkach jest niesamowita naleśnikarnia z gigantycznymi naleśnikami i multum dodatków :). Jak Ci się podobają książki? Piękne widoki :).
OdpowiedzUsuńGórskie też dają radę :) I dopiero teraz mi mówisz o tej naleśnikarni?? :P Na razie ogarniam Natalie :) Niedługo Ci opowiem co i jak :)
UsuńBo nie wiedziałam, że o niej nie wiesz ;P.
UsuńKOCHAM ZAKOPANE!!!!
OdpowiedzUsuńwow, świetne zdjęcia, super, że pogoda dopisała, u nie weekend nie był ładny... Ehh ale bym chciała do Zakopca :)
OdpowiedzUsuńDzięki za komplement :)
UsuńWeekend przepiękny nam się udał, więcej takich tej jesieni :))
Świetny wyjazd miałaś :)
OdpowiedzUsuńBędę musiała gdzieś się wybrać po obronie :))
Czekam na relację u Ciebie :)
UsuńZdjęcie piękne i wyjazd również ciekawy :)
OdpowiedzUsuń