poniedziałek, 29 lutego 2016

Zdrowe poniedziałki #1 - akcesoria do ćwiczeń w domu

Witajcie Kochani,
Dzisiejszym wpisem otwieram na blogu nowy cykl "Zdrowe poniedziałki". Dam w nim upust swojej coraz bardziej rozpędzającej się fascynacji zdrowym stylem życia. Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że taka tematyka staje się moją pasją. Nie był to szybki proces. Ale opisanie Wam jak i dlaczego do tego doszło, to temat na osobny odcinek. 
W planach posty m.in. o tym co mnie inspiruje, przygotowywaniu zdrowych posiłków do pracy, aktywności fizycznej, recenzje książek, opinia o diecie Ewy Chodakowskiej i wiele innych. 


Na początek chciałam Wam pokrótce opowiedzieć o kilku gadżetach, których używam do ćwiczeń w domu. Bez niektórych nie wyobrażam sobie areobiku, inne są urozmaiceniem, które sprawia że ćwiczenia mnie nie nudzą.



Zacznijmy od rolki w biało różowe kropki. Jest to urządzenie, które fachowo nazywa się foam roller, rolka lub po prostu wałek. Ma ono za zadanie zniwelować napięcie mięśniowe i służy do wykonywania automasażu. Są różne rodzaje rolek. Tradycyjne do masażu ogólnego (nóg, pośladków, pleców) i bardziej precyzyjne (pojedyncze i podwójne piłki) np do masażu poszczególnych odcinków kręgosłupa, czy trudno dostępnych punktów. Rolki mogą być gładkie albo o wyżłobionej powierzchni. Te drugie lepiej sprawdzą się w walce z cellulitem i wspomaganiu usuwania toksyn z organizmu. Rollery różnią się też pod względem twardości, dobieranym w zależności od stopnia napięcia mięśniowego, wytrzymałości na ból, czy masy ciała. Ja posiadam uniwersalną rolkę o najniższym stopniu twardości, zalecaną dla osób początkujących z wysokim napięciem mięśniowym. Mimo wysokiego prógu bólu zdecydowałam się na najmiększy model. "Twardsze nie zawsze znaczy lepsze". Wolałam przyzwyczaić swój organizm do tej formy masażu, a nie porywać się od razu na twardszy model. Jak się okazuje słusznie, bo momentami masaż jest ciągle bolesny. I zdecydowanie nie jestem jeszcze gotowa na średni stopień zaawansowania. Dodam jeszcze, że w planach mam zakup osobnej rolki dedykowanej specjalnie dla kręgosłupa. Jeśli jesteście ciekawi, jak wygląda masaż wykonywany foam rollerem zerknijcie np tutaj:


Bloczek do jogi używałam może dwa razy. Ale mam nadzieję, że okaże się bardziej przydatny w przyszłości, na przykład podczas warsztatów jogi na Mazurach, na które wybieram się w kwietniu. Dla odmiany ciężarków używam bardzo często, ale wkrótce będę musiała nabyć większe, bo te dwukilogramowe są już dla mnie za lekkie. 

Największym zaskoczeniem z dzisiejszego zestawienia okazał się dla mnie fioletowy odważnik z uchwytem, który fachowo nazywa się kettlebell. Kupując go nie spodziewałam się, że aż tak polubię ćwiczenia z jego użyciem. Trening  z kettlebell zwiększa siłę mięśni, ale w odróżnieniu od hantli działa też ogólnorozwojowo, bo ze względu na przesunięty środek ciężkości angażuje więcej grup mięśniowych.



Moim najnowszym nabytkiem jest piłka do ćwiczeń. Ćwiczyłam z nią dosłownie kilka razy, ale było bardzo ciekawie i wesoło. Miałam kłopoty z utrzymaniem równowagi i często z niej spadałam. Niestety zajmuje dużo miejsca w mieszkaniu. Ale na plus policzę, że moja córka używa jej jako krzesło :)


Matę do jogi rozkładam praktycznie za każdym razem, gdy ćwiczę w domu. Ciężko mi wypowiadać się na jej temat szczegółowo,  bo nie mam porównania z innymi matami. Ale jestem z niej zadowolona. Ma odpowiednią grubość i raczej nie ślizgają się na niej dłonie.

Wszystkie wyżej opisane produkty kupiłam w TK Maxxie. Jedynie rolkę zakupiłam na Allegro. Ale też zależało mi na wysokiej jakości rolce konkretnej marki (Blackroll). Wolałam wydać więcej i mieć sprzęt na lata, niż zapłacić połowę mniej i wyrzucić rolkę po kilku użyciach. Tak właśnie zrobił mój kolega, bo kupiona przez niego rolka bardzo szybko się złamała. Mała rada - unikajcie rolek pustych w środku, mają tendencje do pękania.

Jestem bardzo ciekawa, czy stosujecie któreś z wymienionych przeze mnie urządzeń. Jakie macie z nimi doświadczenia. Mam nadzieję, że nowy cykl Was zaciekawił i będziecie do mnie zaglądać w każdy poniedziałek. Serdecznie zapraszam! :) 


niedziela, 28 lutego 2016

Niedzielni umilacze w klimacie ajurwedyjskim

Witajcie Kochani,
Jak Wam mija niedziela? 
Ja zaczęłam od szklanki ciepłej wody z sokiem cytryny. Później omlet z kakao i mandarynkami i pyszna kawa. Wkrótce idę pobiegać, a w międzyczasie chciałam opowiedzieć Wam o dwóch produktach, które umilą mi dzisiejszą niedzielę. A w  zasadzie umilają mi ostatnie tygodnie :)


O ajurwedyjskich herbatach Yogi Tea pisałam Wam już wiele razy na blogu. Jestem ich wielką fanką. Cenię je za przyjemny smak, składniki pochodzące z certyfikowanych upraw i pozytywny wpływa na nasze zdrowie oraz nastrój. Miłym dodatkiem są złote myśli, które znajdują się przy każdej torebce herbaty :) Tym razem raczę się wzmacniającą, stymulującą i inspirującą mieszanką  Heartwarming , którą dostałam od Zielonego Sklepu


http://zielonysklep.com/pl

Przesłaniem tej wersji herbaty jest hasło "Celebruj życie" i motto "Heaven is inside of us". Idealna kompozycja dla mnie, bo tak się właśnie teraz czuję i w taki sposób chcę żyć :)
Głównym składnikiem mieszanki jest bazylia z dodatkiem przypraw: cynamonu, imbiru, chili, pieprzu i kardamonu. I właśnie bazylia dominuje w smaku, ale dzięki zawartości lukrecji herbata ma słodki i przyjemny smak. 

Skład: bazylia(50%), lukrecja, suszony sok cytrynowy, skórka pomarańczowa(5%), cynamon, imbir, papryczka chili(0,5%), kardamon, goździki, czarny pieprz.

Kolejny produkt z kategorii "mała rzecz, a cieszy", to migdałowa odżywka do włosów Kesh Kanti marki Patanjali. Pierwszy raz spotkałam się z tą marką. Ale produkty ajurwedyjskie mnie intrygują i po prostu  musiałam ją przetestować! 


Odżywka zawiera m.in. ekstrakt z migdałów i oliwek, masło shea, witaminę E, proteiny soi
Skład jest krótki, znajduje się w nim niestety silikon i dwa parabeny także nie jest w 100 % naturalny, ale uważam że jest dobry i treściwy. Ilościowo przeważają naturalne i wartościowe składniki.


Kesh Kanti ma za zadanie poprawić kondycję włosów oraz głęboko je odżywić i wzmocnić.
Konsystencja produktu przypomina gęste masło. A zapach jest nienachalny, z delikatną roślinną nutą.



Pojemność to tylko 100 ml, ale odżywka jest bardzo wydajna i esencjonalna. Dlatego mimo małej pojemności wystarczy na bardzo długo. 

Co do działania jestem bardzo zadowolona. Włosy po umyciu są błyszczące i mięsiste. Ale radzę uważać, żeby nie przesadzić z ilością podczas aplikacji, bo ze względu na bogatą konsystencję, może obciążyć fryzurę.

Odżywka normalnie kosztuje 16,90 zł,  ale obecnie obowiązuje na nią promocja i możecie nabyć ją za 11,90 zł. Bardzo atrakcyjna cena, jeśli weźmiemy pod uwagę skład i działanie kosmetyku. Solidny, ciekawy i niedrogi produkt.
Odżywkę również możecie nabyć w Zielonym Sklepie, tutaj (KLIK). 

Dajcie koniecznie znać, czy też ciekawią Was ajurwedyjskie produkty? Oraz czy kojarzycie markę Patanjali. I oczywiście jakie macie plany na niedzielę!? Ja pędzę biegać i życzę Wam cudownej reszty weekendu!






piątek, 12 lutego 2016

Lutowe nowości - zapachy

Dzień dobry Kochani!
Zapraszam na pachnące nowości ostatnich tygodni, choć powinnam napisać miesięcy. Jedna z prezentowych dziś rzeczy, trafiła w moje ręce pod koniec grudnia 2015. Ale dopiero dziś prezentuję ją na blogu. Wkrótce wytłumaczę dlaczego.

Zacznijmy nie od perfum. Ale od czegoś, co również pięknie pachnie i dodatkowo poprzez właściwości aromaterapeutyczne wpływa na nasze samopoczucie.  


Mowa o dwóch produktach marki This Works, które mają za zadanie zrelaksować ciało i umysł w czasie snu, ale też sprawią że obudzimy się rześcy. Pierwszy z nich to spray do poduszki Deep Sleep Pillow Spray (psikamy nim pościel przed zaśnięciem), a drugi to olejek do ciała Deep Sleep Night Oil składający się w 100 % z naturalnych składników. Już od ponad roku chciałam je wypróbować, ale nie były dostępne w Polsce. Miałam szczęście i udało się je upolować w TK Maxxie. Spodziewałam się, że będą pachnieć głównie lawendą. Ale bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. Owszem jest tam lawenda, ale nie ona dominuje w kompozycji zapachowej. To raczej piękna mieszanka zapachów lawendy, paczuli, wetywerii, kamfory, rumianku rzymskiego, która przywodzi mi na myśl ekskluzywne spa. 


Kolejny ściśle związany a aromaterapią zakup to dyfuzor olejków eterycznych Stadler Form Jasmine. Od dawna stosuję olejki eteryczne, ale rozpylałam je w pomieszczeniu za pomocą kominka. Przeczytałam niedawno, że nie jest to najlepsza metoda, bo podgrzewane w kominku olejki tracą większą część swoich właściwości. Idealny miał być do tego dyfuzor, który za pomocą technologii ultradźwiękowej zostaje rozpylony w pomieszczeniu. Powyższy model podpatrzyłam na blogu Magiczny Domek (klik). Dyfuzor ma bardzo mały zbiorniczek i starcza na około dzień ciągłego używania. Pracuje bardzo cicho, przy okazji delikatnie chłodzi i nawilża powietrze w pomieszczeniu. Jest mały, lekki i poręczny. Bez problemu można go przenosić w zależności od potrzeb. Zapach unoszący się z urządzenia jest bardzo intensywny i momentalnie czuć go w całym pokoju. Dodam tylko, że mam małe mieszkanie i nie wiem jak dyfuzor sprawdzi się w większych pomieszczeniach. Aktualnie stosuję olejki eukaliptusowy, tymiankowy i sosnowy. Walczymy z Polusiowym  katarem.


Jeśli chodzi o nowości perfumowe jako pierwsze zaprezentuję La danza delle libellule (Taniec Ważki) marki Nobile 1942, które wygrałam w konkursie filmowym na blogu Olfaktoria.pl Serdecznie Wam polecam zarówno bloga Doroty, jak i jej konkurs filmowy :) Mam nadzieję, że nie będziemy długo czekać na kolejną edycję. To jeden w moich najulubieńszych konkursów w blogosferze. A jeśli chodzi o sam zapach, przypomina mi on posypane cukrem pudrem ciasto. Czuję się w nim rewelacyjnie i należy do ścisłej czołówki moich ukochanych kompozycji.


Kolejne perfumy Boss Orange marki Hugo Boss otrzymałam w prezencie. To już drugi flakon tych perfum jaki posiadam. Poprzedni (dawno temu zdenkowany) dostałam od męża na Walentynki. Boss Orange to nieskomplikowany, ale przyjemny zapach kwiatu pomarańczy z domieszką wanilii i jabłka.


Na deser zostawiłam perfumy Black Cube marki Ramon Molvizar, które wygrałam w świątecznym konkursie na blogu Sabbath of Senses. Jeśli nie znacie bloga Sabbath, koniecznie do niej zajrzyjcie. Jest to autorka najpiękniejszych recenzji perfum, jakie dane mi było czytać. A perfumy Black Cube pokazuję Wam dopiero teraz, bo bałam się ... sfotografowania ich. Flakon jest na żywo tak piękny, że obawiałam się (i słusznie), że nie uda mi się oddać jego urody. Choć nie wiem, czy uroda to określenie, które można zastosować określając butelkę... Perfumy Black Cube występują w tradycyjnym flakonie, który kosztuje aż 1150 zł. Ale ja nie wygrałam tradycyjnego flakonu, wygrałam jego limitowaną wersję, z kolekcji Gold Collection Swarovski Edition, która kosztuje 4195 zł! Wyobraźcie sobie co czułam, gdy dowiedziałam się o wygranej. Nie mogłam w nią uwierzyć, przez kilka dni myślałam, że mi się to przyśniło. Dopiero mail od Sabbath uświadomił mi, że to nie sen. Jeśli jesteście ciekawi, jak pachnie Black Cube odsyłam Was do recenzji Sabbath - klik, opisała go po mistrzowsku. Lepiej się nie da.


To już wszystkie aromatyczne nowości, które chciałam Wam pokazać. Co Was najbardziej zaintrygowało? A może kupiliście ostatnio jakieś ciekawe perfumy?










wtorek, 9 lutego 2016

Lutowe nowości - pielęgnacja

Witajcie Kochani,
Zgodnie  z obietnicą zabieram się za przedstawienie nowości pielęgnacyjnych ostatnich tygodni. W większości  są to zakupy, ale również przemiłe niespodzianki :)

Zaczynamy!


Ostatnio miałam sporo przemyśleń na temat kosmetyków i pielęgnacji. Wspominałam w poprzednim poście, że chciałabym stworzyć idealny zestaw naturalnych kosmetyków, który będę stosować. Chciałabym bardziej restrykcyjnie podchodzić do składów, ale też wrócić do kosmetyków z których byłam bardzo zadowolona, a w pogoni za odkryciami i nowinkami, przestałam je stosować. W tym celu wybrałam się do sklepu Phenome


Jak to z Phenome  niestety bywa, nie było większości kosmetyków, po które przyszłam. Dlatego nabyłam tylko ukochany cukrowy krem do rąk w dużej 250 ml butelce oraz coś czego wcześniej nie używałam, rozgrzewający krem do stóp z olejkiem z imbiru i mandarynki. Kocham kremy do rąk Phenome, mają niebiańskie zapachy, cudowne składy i wspaniałe działanie. Nawet nie wiecie, ile mam frajdy z tego, że znowu używam kremu z serii Pure Sugarcane. Za każdym razem, gdy go aplikuję, rozkoszują się zapachem i uśmiecham od ucha do ucha.


Ostatnio wpadł w moje łapki również inny krem do rąk, Biomains marki Biotherm. Dostałam go w prezencie od Ines Beauty, jeszcze raz ślicznie dziękuję!! Jest to krem, który oprócz nawilżania skóry, działa przeciwzmarszczkowo i wzmacnia paznokcie. Po kilku aplikacjach jestem z niego bardzo zadowolona, ma miły zapach i świetnie sobie radzi z odżywieniem skóry dłoni. 

Byłam bardzo zadowolona z pianek do mycia ciała Organique, dlatego zaopatrzyłam się w kolejny egzemplarz, tym razem wersję zapachową mleko. Pachnie prześlicznie, słodko i delikatnie. 


Kolejna przemiła niespodzianka to maseczka marki Lush, Rosey Cheeks. Maseczkę przysłała mi Ania z kanału Missplayground, pięknie dziękuję Aniu! Spodziewajcie się dłuższej recenzji tego produktu, bo maseczka jest po prostu zachwycająca!


Nie znam lepszego żelu do higieny intymnej niż ten z wodą różaną marki Coslys. Jest idealny, ma bezpieczny skład, super działanie i do tego jest bardzo wydajny (kupicie go tutaj -> klik). To kolejny produkt, który chciałabym, żeby zagościł u mnie na stałe, bo nie sądzę, żebym znalazła coś co mnie bardziej usatysfakcjonuje. Przy okazji nabyłam też migdałowy dezodorant tej samej marki. Byłoby super, gdyby się sprawdził, bo można po zużyciu dokupić do niego wymienny wkład, 7 zł tańszy niż sam dezodorant.

Na koniec zostały jeszcze trzy produkty do włosów.


Nawilżający naturalny szampon Kind Natured z olejkami z ylang ylang i szałwią wypatrzyłam w TK Maxxie. Ślicznie pachnie i nie podrażnia skóry głowy (ostatnio miałam z tym duży problem po użyciu szamponu Garnier. Tak to jest jak po latach używania szamponów bez SLSów zaatakuje się skórę, czymś gdzie SLS jest na pierwszym miejscu w składzie).

Od niedawna stosuję też wzmacniającą odżywkę do włosów Kesh Kanti marki Pantanjali z ekstraktem z migdałów i oliwek.


Postanowiłam wrócić do stosowania sprayu zwiększającego objętość włosów z serii Thickening od Bumble & Bumble. Spray jest bardzo wydajny, a ja używam go sporadycznie więc zdecydowałam się na mniejszą pojemność (50 ml).

To już wszystkie nowości pielęgnacyjne. W tym tygodniu ukaże się jeszcze ostatni post z tej serii dotyczący nowości zapachowych. Później planuję odpocząć od takiej tematyki i zastanawiam się nad serią postów dotyczącą zdrowego trybu życia. Dajcie znać, czy macie ochotę poczytać na taki temat.











czwartek, 4 lutego 2016

Lutowe zakupy - makijaż

Dzień dobry Kochani,
Zapraszam na pierwszy z trzech postów z zakupami ostatnich tygodni. Zaczniemy od kolorówki, czeka nas jeszcze pielęgnacja i na deser nowości zapachowe

Zapraszam :)


Od dawna miałam ochotę przetestować słynny olejek do ust marki Clarins,  ale pewnie sami wiecie że nie był dostępny. Teraz na szczęście się to zmieniło i możemy go dostać bez problemu w Douglasie, czy sklepie internetowym Clarins. Z dwóch dostępnych wersji zapachowych zdecydowałam się na malinę - nr 2 raspberry (jest jeszcze miód). Przekonamy się, czy zasługuje na wszystkie zachwyty, które na jego temat usłyszałam. 

Kolejny produkt do ust to pomadka marki Isadora, wersja matt, nr  06 Deco Rose. Gdy zobaczyłam jak przepięknie wygląda w niej Olfaktoria w swoim filmie na You Tubie o najlepszych kosmetykach pielęgnacyjnych roku 2015 (klik), musiałam ją mieć! Niestety okazało się, że nie ma jej w żadnej perfumerii w pobliżu i zamówiłam ją przez internet. Bez uprzedniego oglądania na żywo! Wczoraj przyszła paczuszka i jak się okazało kolor jest idealny. Teraz namiętnie peelinguję usta, żeby dobrze prezentowała się na nich matowa formuła. 


Kolejny produkt jest również polecany przez Olfaktorię, ale nie tylko przez nią. Słyszałam już o nim wiele dobrego i postanowiłam się wreszcie skusić. Mowa o balsamie do demakijażu marki Clinique, Take the day off. Jestem bardzo ciekawa jak działa taka formuła oraz czy poradzi sobie z demakijażem  oczu..

Na koniec dwa pokłady, a w zasadzie podkład i krem BB.


Postanowiłam wrócić do podkładu Diorskin Forever marki Dior (używam odcienia nr 020 Light Beige). I znowu przypomniała mi o nim Olfaktoria :) Byłam z niego bardzo zadowolona i sprawdzał się doskonale. Jedyne co mogę mu zarzucić, to że nie ma naturalnego składu. Dlatego postanowiłam kupić sobie naturalny odpowiednik podkładu, który będę mogła nosić na mniej zobowiązujące okazje oraz żeby dać skórze odpocząć. 


Przeprowadziłam małe rozeznanie w internecie i zdecydowałam się na BB Cream Perfecteur de Teint 5 w 1 marki So'Bio Etic, nr 01 beige nude. To organiczny kosmetyk w 99 % naturalny, bez parabenów i silikonów z certyfikatem Ecocert. Nie mogę się doczekać, kiedy pierwszy raz go nałożę. Mam nadzieję, że z czasem uda mi się skomponować idealny zestaw kosmetyków, składający się w większości z naturalnych produktów.

Znacie, któryś z moich nabytków, czy coś Was szczególnie zaciekawiło?







wtorek, 2 lutego 2016

Cała prawda o Francuzkach

Lubię książki o Francuzkach. Lubię i podziwiam francuski styl i szyk. Dlatego też z ciekawością zabrałam się za lekturę książki "Cała prawda o Francuzkach" Marie-Morgan Le Moël


Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie typową Francuzkę...  Co widzicie? Ja widzę piękną kobietę siedzącą w kawiarni, oczywiście gdzieś w centrum Paryża, pijącą czarną kawę. Może mieć ciemne włosy sięgające jej do uszu i czarne, duże okulary. Wygląda szykownie, ale i naturalnie. Ma wrodzony wdzięk, lekkość i klasę. 

Jeśli spodziewacie się, że sięgając po tą książkę dostaniecie opowieść o takiej kobiecie. Kolejny beztroski poradnik w stylu "Paryskiego szyku", jesteście w błędzie. 

Marie napisała tę książkę, nie po to żeby dołożyć kolejną cegiełkę do muru naszych wyobrażeń o Francuzkach. Napisała ją, żeby ten mur zburzyć. Rozprawić się ze stereotypami jaki krążą na ich temat. A jest ich wiele np.: 
  • Francuzki mogą jeść co tylko mają ochotę, nie chodzą na siłownię, a i tak udaje im się zachować idealną sylwetkę 
  • Nie potrafią być dobrymi przyjaciółkami, wolą spędzać czas w towarzystwie mężczyzn i nie mają skrupułów przed ukradzeniem męża najlepszej przyjaciółce
  • Są niezwykle uwodzicielskie, rozpustne i uwielbiają seks
  • Zawsze wyglądają nienagannie i przychodzi im to bez wysiłku
  • Nie korzystają  z publicznych toalet (?!)
Autorce udało się ukazać prawdziwy obraz kobiet żyjących we Francji. Zrobiła to w sposób często humorystyczny, książka wielokrotnie wywołała mój uśmiech. 
 

 
Ale znajdziemy też podczas lektury wiele informacji z dziedzin historii, sztuki, polityki. Poznajemy wybitne kobiety w historii Francji m.in.: Joannę d'Arc, George Sand, Colette, Simone de Beauvoir, Coco Chanel, Bridget Bardot.. 

Książka składa się z wstępu, zakończenia i dziewięciu rozdziałów:

  1. Żywot Marie, żywot Francuzki
  2. Francuzki i polityka
  3. Joanna d'Arc i królowe
  4. Kobiety i rewolucja
  5. Francuzki i społeczeństwo
  6. Manewry miłosne
  7. Ideał wolności, czyli jak kochają Francuzki
  8. Kochankowie
  9. Jedzenie, moda i tak zwany francuski szyk
 
 Bez wątpienia jest to pozycja wartościowa. Mimo dużej ilości danych historycznych przeczytałam te niecałe 300 stron bardzo szybko. Nie dowiedziałam się, żeby wieczorem malować się naturalnie, a na dzień wieczorowo, albo żeby nosić balerinki do spódnicy ołówkowej. Ale naprawdę wyniosłam sporo konkretnej, wartościowej wiedzy na temat życia francuskich kobiet,  o tym jak ich sytuacja społeczna zmieniała się na przestrzeni wieków. I czym rzeczywiście Francuzki różnią się od mieszkanek innych krajów. Bo się różnią, jednak :)

"Cała prawda o Francuzkach" to rewelacyjna mieszanka powagi i lekkości, spraw ważkich, ale i błahych, radosnych i smutnych. Polecam!
 
 


poniedziałek, 1 lutego 2016

Chantarelle - pierwsze wrażenia

Witajcie Kochani,
Ostatnio eksperymentuję z kosmetykami do pielęgnacji twarzy. Od stycznia używam trzech nowych preparatów, o których chciałabym Wam dziś opowiedzieć. Tym razem wprowadziłam do pielęgnacji mleczko do mycia twarzy, tonik oraz krem peelingujący. Ale szczegóły za chwilę. Najpierw kilka słów o samej marce. 


CHANTARELLE Laboratory Derm Aesthetics to marka dermokosmetyków i kosmeceutyków oraz nieinwazyjnych urządzeń laserowych dla specjalistycznej kompleksowej pielęgnacji urody, dostępna w gabinetach dermoestetycznych i medycyny estetycznej. Ale dostępna również dla nas, do stosowania w domu. Na stronie Chantarelle znajduje się specjalna zakładka pielęgnacja domowa, gdzie możemy zakupić wybrane produkty z tej kategorii.

To moje pierwsze spotkanie z Chantarelle i byłam bardzo ciekawa, jak sprawdzą się kosmetyki. 

https://www.chantarelle.pl/

Zdecydowałam się na testowanie trzech kosmetyków pochodzących z trzech różnych linii pielęgnacyjnych:

  • La Aqua - nawilżającej, dla cery suchej, nieelastycznej, ze zmarszczkami na skutek odwodnienia (dobra po zimie!)
  • Royal Glow Clinic - dodającej blasku zmęczonej skórze
  • Special Aesthetitcs - specjalistyczna dla różnych rodzajów skóry 

Bardzo spodobały mi się eleganckie opakowania utrzymane w czarno białej kolorystyce ze srebrnymi wstawkami. Tonik i mleczko znajdują się w butelkach z wygodną i higieniczną pompką, a krem w słoiczku z matowego szkła. Także pierwsze wrażenie, zdecydowanie na plus :)

Zapachy kosmetyków (jeden z moich ulubionych aspektów) bardzo delikatne, przyjemne, nieinwazyjne. Każda z serii pachnie inaczej, ale ciągle są to zapachy bardzo łagodne, a różnice między nimi subtelne. 

Teraz możemy zabrać się za omówienie wrażeń z użytkowania poszczególnych produktów. Zacznę od:


LA AQUA mleczko nawilżająco-wygładzające
Do kupienia tutaj - klik, cena - 71 zł, pojemność - 200 ml

Mleczko przeznaczone jest do oczyszczania skóry. Nakładamy je nie jak mleczko do demakijażu za pomocą wacika, ale wykonujemy nim masaż skóry i pozostałości zmywamy wodą. Co zdziwiło mnie, to że należy omijać okolice oczu. Gdy myję twarz lubię też przemyć oczy i omijanie tej okolicy było nieco niewygodne. 
To mleczko dla skóry suchej, odwodnionej jest więc łagodne i nie oczyszcza mocno. Na pewno nie poradzi sobie ze zmyciem makijażu. Ja używałam go każdego ranka, tuż po przebudzeniu. Po całym dniu w makijażu wolałam zastosować mocniejszy preparat. Ale myślę, że w przypadku skóry, która jest przesuszona sprawdzi się dobrze. Po umyciu twarzy nie czułam efektu ściągnięcia, ani podrażnienia.


Składniki aktywne mleczka to: Hydro-Factor (matryca polisacharydowa pozyskiwana z nasion owoców rośliny Caesalpinia spinosa rosnącej w trudnym klimacie andyjskim, która uwalnia stopniowo substancje nawilżające, w celu regulowania końcowym efektem nawilżania), alantoina (prowitamina A chroniąca przed wolnymi rodnikami), ekstrakt z ogórka bogaty w minerały i witaminy oraz wygładzające skórę, delikatne emolienty. Poniżej znajdziecie kompletny skład produktu: 

 

ROYAL GLOW CLINIC tonik witaminowy, rewitalizujący
Do kupienia tutaj - klik, cena - 73 zł, pojemność - 200 ml

Tonik ma za zadanie oczyszczać, tonizować, koić skórę, a przy okazji wygładzić ją i rozświetlać.  I rzeczywiście zdecydowanie uspokaja skórę. Zauważyłam też, że dodatkowo ją nawilża i sprawia, że jest miękka i miła w dotyku. Nie mam szarej skóry, więc nie widzę by moja cera zyskała więcej blasku. Ale postanowiłam, że zakupię kilka maseczek w tabletce (klik) i będę je nasączać tonikiem. Tak zaaplikowany preparat jest skuteczniejszy, niż przy nałożeniu za pomocą wacika. Może wtedy doczekam się obiecanego rozświetlenia, na pewno podzielę się efektami eksperymentu.

Składniki aktywne to znany nam z poprzedniego produktu Hydro-Factor oraz dobroczynny dla naszej skóry na wielu polach kompleks witamin E, C, B3, B5, B6, oczyszczający i wzmacniający naczynia krwionośne ekstrakt z melona oraz pielęgnujący i łagodzący ekstrakt z nagietka



SPECIAL AESTHETICS krem przeciwzmarszczkowy peelingujący, enzymatyczny LUMI-CREAM
Do kupienia tutaj - klik, cena - 89 zł, pojemność - 50 ml

Na koniec zostawiłam największego ulubieńca, peelingujący krem enzymatyczny. Już jakiś czas temu zarzuciłam stosowanie peelingów mechanicznych i skłaniam się do delikatniejszych dla naszej cery, ale równie skutecznych, peelingów enzymatycznych. Lumi Cream zawiera enzymy z papai, naturalne saponiny z mydlnicy lekarskiej oraz nawilżający i stymulujący keratynizację ekstrakt z rabarbaru i rozjaśniający ekstrakt z rośliny indyjskiej Punarnava. Mogą go stosować posiadaczki każdego typu skóry, również  wrażliwej. Mało tego, możemy go nakładać nie tylko na skórę twarzy, ale również na okolice oczu i powieki!


Krem ma gęstą konsystencję i biały kolor.


Poniżej znajdziecie dokładny sposób użycia oraz skład


Można go stosować raz w tygodniu. A przyznam że tak polubiłam efekt, który daje, że z chęcią stosowałabym go o wiele częściej. Producent obiecuje: "krem delikatnie i skutecznie wygładza oraz rozjaśnia, wyrównuje koloryt i redukuje plamy o różnej etiologii." I rzeczywiście, kosmetyk radzi sobie wspaniale. Pozostawia jasną, przemiłą w dotyku skórę o wyrównanym kolorycie. Jestem nim absolutnie zachwycona.

Czy zaciekawiły Was kosmetyki Chantarelle? Który z opisanych produktów mielibyście ochotę przetestować?







Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Etykiety

Aesop (1) Alba Botanica (2) Alchemia Lasu (1) Alep (1) Alessandro (2) Alterra (9) Alverd (1) Alverde (14) Aquolina (1) ARGILES DU SOLEIL (3) Aromatherapy Associates (3) Aubrey Organics (2) Auriga (4) Balea (4) BALNEOKOSMETYKI MALINOWY ZDRÓJ (1) Bath & Body Works (12) Bath Body Works (1) Batiste (9) Beauty Formulas (1) Becca (2) Benefit (3) BeYu (1) Bielenda (5) BingoSpa (5) Biochemia Urody (13) Bioderma (2) Biopha (1) Biotherm (3) Biovax (4) Blumarine (1) Body Shop (13) Bomb Cosmetics (1) Boss (1) Bumble and Bumble (1) Burt's Bees (9) Caudalie (1) Chanel (12) Chantarelle (1) Charmine Rose (13) Chloe (1) Clarena (5) Clarins (7) Clinique (13) Collistar (1) Coslys (6) Dabur (2) Dax Cosmetics (1) Delawell (2) Dermalogica (3) Dermika (1) Dior (3) Diptyque (9) Dolce Gabbana (4) Douglas (1) Dr. Hauschka (8) Ecospa (2) Ecotools (1) Ecoworld (3) Eko Spa (1) Eos (3) Erbaviva (3) Essie (16) Estee Lauder (1) evrēe (1) Farmona (4) Femi (6) Figs Rouge (4) Fred Farrugia (2) Frederic Fekkai (4) FRESH MINERALS (1) Fridge (11) Fridge by Yde (4) Gaia Creams (7) Gal (1) Givenchy (1) Glam Glow (1) Glyskincare (1) Guerlain (14) H&M (1) HAPPYMORE SKIN CARE (1) Helena Rubinstein (2) Hugo Boss (1) Hugo Naturals (2) Ikarov (3) Inglot (1) Isana (3) Joanna (2) John Masters Organics (18) Joik (6) Kallos (1) Kanebo (3) Kanu (3) Khadi (1) Kiehl's (1) Kindle (1) Kneipp (3) Korres (5) Kringle Candle Company (2) Kryolan (3) L' Occitane (5) L'Oreal (4) L'Orient (5) La Mer (1) Lancome (4) Laura Mercier (6) Lavera (1) Lawendowa Farma (1) Lierac (3) Lily Lolo (1) Lioele (2) Lirene (2) Lorac (1) Love & Toast (1) Lush (55) Mac (1) MÁDARA (3) Maybelline (2) MCMC Fragrances (1) MeMeMe (1) Model CO (2) Munio Candela (1) My Beauty Diary (2) Natural Product (1) Nature's Gate (7) Neom (1) Neutrogena (3) Nivea (3) NOAlab (4) Nuxe (7) Opi (1) Oragnique (6) Orientana (6) Origins (5) Pandora (6) Pat & Rub (33) Phenome (72) Philosophy (7) Physicians Formula (1) Phyto (1) Pierre Rene (1) Prestige Cosmetics (3) Pukka (4) Pupa (2) Queen Helen (1) Real Techniques (3) REN (5) Rene Furterer (1) Revlon (1) Rituals (1) Rituls (1) Rival de Loop (1) Sally Hansen (3) Salvatore Ferragamo (3) Sanoflore (1) Sante (4) Schwarzkopf Professional (3) Scottish Fine Soaps (1) Sephora (7) Serge Lutens (1) Shiseido (5) Siquens (3) Skin79 (1) Skinfood (1) Sleek (4) Smashbox (2) Soap & Glory (3) Stara Mydlarnia (2) Stenders (4) Sylveco (3) Synergen (2) Tangle Teezer (3) Tarte (1) The Balm (1) The Different Company (1) THE SECRET SOAP STORE (1) Tołpa (4) Tommy Hilfiger (1) Trader Joe's (2) Tweezerman (1) Über (2) Urban Decay (1) Uriage (3) Vichy (2) Vita Liberata (2) Wibo (1) Yankee Candle (13) Yasumi (1) Yoskine (1) YSL (1) Yves Rocher (6)