sobota, 28 czerwca 2014

Różowe Rozdanie [ZAKOŃCZONE]

Witajcie Kochani,
Mam dla Was małą, różową niespodziankę :)
Jest to róż Happy Booster marki Physicians Formula w kolorze nr 7324 Natural
Mam taki sam róż i jestem z niego bardzo zadowolona, mam nadzieję, że Wam również się spodoba :)


Żeby wziąć udział w rozdaniu wystarczy należeć do obserwatorów mojego bloga / dodać mojego bloga do obserwowanych
Dodatkowo można polubić profil Kolczyków Izoldy na Facebooku, o tutaj -> KLIK i udostępnić link o rozdaniu na Waszych profilach na FB :) (+2 losy) Oraz obserwować mój profil na Instagramie (KLIK), (+ 1 los).


Napiszcie proszę w komentarzu pod tym postem wszystkie potrzebne informacje.
Możecie skorzystać z poniższego szablonu:

Obserwuję jako -
Lubię na Facebooku i udostępniłam jako -  
Obserwuję na Instagramie jako - 
 
W przypadku FB oczywiście nie musicie podawać pełnego imienia i nazwiska.
Bawimy się do końca przyszłego tygodnia (czyli do 6 lipca włącznie).

Serdecznie zapraszam :) !!!

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Kosmetyczna inwentaryzacja cz. 3 - maseczki i peelingi do twarzy

Witajcie Kochani,
Zapraszam na przedostatnią, trzecią część serii inwentaryzacyjnej :)

Jeśli nie wiecie o co chodzi, odsyłam do dwóch poprzednich wpisów cz. 1 oraz cz. 2
Moim celem jest uszczuplenie kosmetycznych zbiorów, nie kupowanie na zapas. Przy okazji wpisów inwentaryzacyjnych pokazuję Wam moje zasoby kosmetyczne opatrzone mini recenzjami. Były już balsamy, masła do ciała, żele pod prysznic, dziś opowiem Wam o kolekcji maseczek i peelingów do twarzy.


Jestem posiadaczką cery mieszanej ze skłonnością do niedoskonałości. Dlatego w moich zbiorach będą przeważać maseczki oczyszczające. 

Po lewej stronie na poniższym zdjęciu znajduje się maseczka ziołowa do zanieczyszczonej skóry Vetiver marki Khadi, która pochłania i odprowadza nadmiar sebum i toksyn, oraz wspomaga gojenie się ran. Zawiera różne ciekawe składniki, z którymi nie mam często do czynienia w codziennej pielęgnacji, takie jak neem, lodhra, gałka muszkatałowa. Stoi jeszcze zafoliowana i nieotwierana, termin ważności po otwarciu opakowania jest dość krótki, dlatego czekam na odpowiednią chwilę. 

Po prawej stronie glinka Ghassoul inaczej Rhassoul - czyli "ta, która czyści". Jej podstawowym działaniem jest absorpcja zanieczyszczeń ze skóry lub włosów. Mam ją od lipca 2012 roku, a nadal jestem sporo przed upływem terminu ważności, na szczęście glinki są długoterminowe ;) Dla uciechy możecie sobie przeczytać moją recenzję na temat glinki Ghassoul, to jedna z pierwszych recenzji na blogu i jakość zdjęć jest powalająca ;) Macie ją tutaj (KLIK). Pociesza mnie tylko fakt, że odnotowałam dużą poprawę na tym polu, haha.


Kolejna maseczka oczyszczająca tym razem od Phenome, Purifying white clay mask. Bardzo ją lubię i myślę, że ten pokaźny słoik starczy mi na wiele, wiele miesięcy phenomkowej przyjemności. Nie tak dawno publikowałam obszerną recenzję, więc odsyłam Was do niej (KLIK). 

Bardzo nietrafiony zakup, czyli kąpiel parowa do twarzy marki Dr. Hauschka. Na szczęście przez wielki otwór butelki ucieka dużo produktu, więc jest nadzieja, że szybko się jej pozbędę. Ale zaraz, zaraz ... nie, nie ma żadnej nadziei. Bardzo, ale to bardzo nie mam ochoty na jej stosowanie. A niestosowanie = niezużywanie, nawet jeśli się za dużo wylewa. Sterczenie nad miską z gorącą wodą przez 10 minut, z ręcznikiem na głowie, ani to przyjemne, ani zabawne i zawsze jakoś czasu brak na dodatkowe akrobacje (nie licząc dwóch pierwszych zrywów wywołanych początkowym entuzjazmem tuż po zakupie). Nie zauważyłam również, żeby stosowanie kąpieli wzmocniło efekt maseczek oczyszczających. Produkt nie dla mnie.


Ostatnia tura maseczek zanim przejdziemy do peelingów.


Bardzo dobra arbuzowa maska algowa Bielendy. Ponownie odsyłam do historycznej recenzji z początków blogowania (KLIK). Działanie świetne, efekt WOW gwarantowany, ale kłopotliwa przy samodzielnej aplikacji i czasochłonna. 

I ostatnia (uff...) maseczka, czyli  czekoladowa maseczka marki JOIK dla zmęczonej i zestresowanej cery. Dokładną recenzję znajdziecie tutaj (KLIK). Warta uwagi, ze względu na bardzo przyjemny, relaksujący zapach i naturalny skład.

To już prawie koniec. Jeszcze tylko kilka peelingów..

Po lewej stronie peeling marki Alverde z nagietkiem i morelą. Jeszcze nie mieliśmy przyjemności, ale nastąpi to gdy zużyję cukrowe cudo od Phenome, czyli uwielbiany przeze mnie Multi-Active (dokładne zachwyty na temat cukrowej maski i peelingu 2 w 1 znajdziecie tutaj KLIK).

Na koniec zostawiłam rozświetlająco-odżywczy peeling do twarzy z migdałami i borówką marki Pukka. Nie zachwycił mnie szczególnie mocno, owszem w magiczny sposób oczyszcza i rozjaśnia buzię, ale nie polubiłam "brudzącej otoczenie" formy aplikacji. Postaram się nie nastawiać negatywnie i dam mu jeszcze szansę, dopiero zaczęłam go używać i jak na razie działanie jest całkiem fajne.


To już wszystkie Kasine zbiory. Teraz Wasza kolej na maseczkowo, peelingowe zwierzenia :) Piszcie mi szybciutko czego używacie i czy podobnie jak ja macie słabość do tego typu produktów, a może odwrotnie - w ogóle nie gromadzicie maseczek lub wystarczy Wam tylko jedna.
 
A już wkrótce ostatnia część cyklu z kosmetykami do włosów - odżywkami i maskami.
Zapraszam!!





niedziela, 22 czerwca 2014

Wygładzający eliksir do ciała z ekstraktem z czerwonej herbaty i opuncji figowej PHENOME

Witajcie Kochani,
Uwielbiam produkty do pielęgnacji ciała marki Phenome. Pierwsze miejsce zajmuje przepięknie pachnąca linia cukrowa, drugą bardzo mocną faworytką, dosłownie malutki kroczek za cukrową, jest linia migdałowa. Z wielką ekscytacją powitałam po raz pierwszy produkt z serii Green-Red-White-Tea. Czyli ... wygładzający eliksir do ciała z ekstraktem z czerwonej herbaty i opuncji figowej. Czy dołączył do grona ulubieńców? Jeśli jesteście ciekawe mojej opinii zapraszam do lektury.


Jak zawsze w przypadku Phenome wspaniały, naturalny skład na bazie wód roślinnych (tym razem z zielonej herbaty, aloesowej, cytrynowej) oraz olejów roślinnych (jojoba, awokado, migdałowego).


Mamy jeszcze m.in. wymieniony w nazwie produktu - ekstrakt z czerwonej herbaty oraz opuncji figowej, ekstrakt z melisy lekarskiej oraz skórki cytrynowej.

Zadaniem eliksiru jest dbanie o naszą skórę, bez względu na jej rodzaj, każdego dnia. Oprócz typowych oczekiwań jakie możemy mieć wobec tego rodzaju produktu - nawilżenie, odżywienie, miękkość, gładkość dla naszej skóry. Balsam ma dodatkowo pobudzać funkcje regeneracyjne i obronne, zabezpieczać przed szkodliwym działaniem wolnych rodników i pomagać skórze w zachowaniu elastyczności i sprężystości

Konsystencja jest zaskakująco lekka, dzięki czemu eliksir wchłania się błyskawicznie. 


Opakowanie z wygodną pompką. 


Byłam bardzo ciekawa kompozycji zapachowej - "ożywczej nuty herbaty przełamanej słodyczą owoców". A i owszem zapach ciekawy, charakterystyczny, orzeźwiający. Nie jest tak zachwycający jak w serii cukrowej, czy migdałowej. Ale ze względu na łagodność i delikatność, nie powinien drażnić. 

Najważniejsze w przypadku eliksiru jest jego działanie. Po użyciu zaobserwowałam wyraźną poprawę kondycji skóry, jest ona zdecydowanie bardziej nawilżona, lśniąca i sprężysta. Co do funkcji obronnych ciężko mi się wypowiedzieć, bo nie wiem jak to sprawdzić, ale herbata jest naturalnym przeciwutleniaczem, więc można dać wiarę również i w tę funkcję. Ze względu na lekkość i ożywczą nutę, myślę że to bardzo fajny produkt na lato, który w krótkim czasie potrafi poprawić wygląd naszej skóry, w widoczny dla oka sposób.


Co do porównania na tle innych linii Phenome, nie zachwyca aż tak pod względem zapachu, ale działanie jest niesamowite :)

Są dostępne dwie pojemności - 200 ml w cenie 109 zł oraz 100 ml, 70 zł (tym razem w tubce). Phenome już ruszyło z letnimi wyprzedażami, więc może uda się ten produkt upolować w niższej cenie. Niestety nie wiem, które dokładnie produkty zostały objęte obniżką.


Miałyście kiedyś do czynienia z tym balsamem? Czy podobnie jak ja, jesteście fankami produktów do pielęgnacji ciała Phenome? Jeśli tak, jakie są Wasze ulubione :) ?

Buziaki




sobota, 21 czerwca 2014

Różności - co lubię w czerwcu

Witajcie Kochani,
Podobnie jak w poprzednim miesiącu (KLIK), tak i w czerwcu przygotowałam dla Was mały  miszmasz opisujący to co lubię i co mnie absorbuje.


Jednym z ulubionych, choć na pierwszy rzut oka mało potrzebnych gadżetów jest relaksujący balsam Deep Relax Balm marki Aromatherapy Associates. W małym błękitnym słoiczku znajduje się gęsty balsam wzbogacony olejkami eterycznymi z wetywerii, rumianku i drzewa sandałowego. Jego zapach ma za zadanie koić ciało, umysł i duszę i zapewnić błogi sen przez całą noc. Początkowo nakładałam go na skronie, ale przyjemniej mi się go używa na wewnętrznej stronie nadgarstków. Mam go zawsze przy łóżku. A wieczorna aplikacja zamieniła się w mały rytuał, naprawdę uwielbiam ten zapach i jak się okazuje, aromaterapeutyczne gadżety. W czasach kiedy jesteśmy zagonione, mamy dużo stresów, warto poszukać małego sposobu na relaks.

Ulubione perfumy czerwca, zdecydowanie Wisteria Hysteria (nadal jestem Wam winna dokładną recenzję), Stephen Jones dla Comme de Garcons. W upalne dni chłodził i szczypał moje nozdrza goździk wymieszany z pieprzem. Dodajmy do tego bardzo nowoczesne podejście do nut kwiatowych (wisteria, róża) i otrzymujemy pachnidło niezwykłe.


W czerwcu często mam pomalowane paznokcie. Po długim okresie  nie noszenia lakieru, wkroczyłam w fazę pasteli. Najczęściej wybierane przeze mnie kolory to: mięta, koral, miękkie odcienie różu...
Dziś nawet pomalowałam paznokcie na dwa różne kolory, dla mnie spory wyczyn ;)

Sporo czytałam, zresztą teraz ogólnie mam dobry okres jeśli chodzi o czytanie. Zastanawiałam się jaka lektura sprawiła mi najwięcej frajdy i zdecydowałam się na...


Trzeci tom losów Bridget Jones!!
Bridget ma skończone pięćdziesiąt lat, dwójkę małych dzieci, ale to ciągle ta sama kochana Bridget, mimo iż podczas lektury łezka w oku może się zakręcić. Połknęłam w dwa wieczory. Nie zawiodłam się, zrelaksowałam, trzeci tom przygód Bridget dostarczył mi najwięcej pozytywnych odczuć ze wszystkich przeczytanych ostatnio książek. Może i nie najbardziej ambitna lektura, ale zdecydowanie przy niej ... odpoczęłam. 

W czerwcu niestety przystopowałam jeśli chodzi o bieganie i fitness. Dopadła mnie choroba, nie chcę zapeszać, ale po dość długim leczeniu wreszcie pojawiła się poprawa. Mam nadzieje, że przywitam lipiec pełna sił i zapału i wrócę do formy sprzed miesiąca. 

A jak Wam mija czerwiec, co lubicie robić, czytać, jak spędzacie czas i na jaki kolor malujecie paznokcie??
Buziaki!


piątek, 20 czerwca 2014

Wszechstronny olejek lawendowy

Cześć,
Zgodnie z Waszym życzeniem, przygotowałam notkę na temat różnych zastosowań olejku lawendowego :)
Dobrze, żeby w każdym domu znajdowała się buteleczka tego małego cudotwórcy, nawet jeśli jest to jedyny olejek jaki posiadamy.

Przede wszystkim dlatego, że jest on skuteczny w leczeniu oparzeń, bólu głowy, przeziębień, kaszlu jest naturalnym antybiotykiem, antyseptykiem i uwaga - antydepresantem. Uspokaja, odtruwa, wspomaga układ immunologiczny, zapobiega powstawaniu blizn. Jego zastosowań jest naprawdę bardzo wiele, zbyt wiele jak na jeden post, dlatego opiszę dokładniej tylko kilka z nich.

Bardzo ważne jest to, że olejek lawendowy, jako jeden z nielicznych olejków można aplikować nierozcieńczony bezpośrednio na skórę (ale nie doustnie!!!). Jest on również bezpieczny dla dzieci.

Na początek, to co najpotrzebniejsze w bieżącym okresie, czyli jak walczyć z małymi kąsającymi stworzeniami. 
Bardzo ważna jest profilaktyka, czyli niedopuszczenie do ukąszenia. Wiemy, że komary mogą przenosić różne choroby. Niestety ciężko jest uniknąć ukąszenia. Najlepsze co możemy zrobić to - rozpylać :) Różne są metody rozpylania, w kominku aromaterapeutycznym, jeśli nie mamy kominka możemy wykorzystać miseczki z parującą wodą. Możemy też przygotować specjalną mieszankę odstraszającą i przelać ją do zraszacza. Na stronie Ecospa, znajdziecie bardzo dobry przepis na wykonanie podobnego sprayu -> KLIK.

Komary oprócz lawendy, nie lubię również olejku tymiankowego, z mięty pieprzowej i lemongrasowego.
Ale myślę, że jeden, czy dwa wystarczą w zupełności :) 

Podobno sprzyja też jedzenie czosnku, olej czosnkowy nadaje krwi bardzo charakterystyczny zapach, który zniechęci większość owadów do pożywienia się na Was :P

A co gdy już dojdzie do ukąszenia, jak najszybciej trzeba posmarować rankę kroplą olejku lawendowego. Następnie nakładać jedną kroplę olejku lawendowego co pięć minut lub po widocznym wchłonięciu poprzedniej kropli i powtarzać tę czynność 10 razy. Ta metoda naprawdę przyspiesza gojenie ugryzionych miejsc, zmniejsza opuchliznę i denerwujące swędzenie. Stosowałam ją nawet na swojej córce, którą paskudne komary wyjątkowo sobie upodobały. I po zastosowaniu olejku przestawała się drapać. Sami wiecie jak trudno namówić małe dziecko, żeby przestało się drapać.

Lawenda jest również bardzo dobra na oparzenia pierwszego stopnia. Łagodzi ból i często zapobiega powstawaniu pęcherzy i blizn. W przypadku oparzeń oczywiście najpierw należy zanurzyć poparzone miejsce w zimnej wodzie. Dopiero później można przygotować kompres z olejków eterycznych, na zamoczoną w zimnej wodzie gazę zakrapiamy olejek. Ilość olejku zależy od wielkości oparzenia. Na małe oparzenia wystarczy jedna kropla.

A teraz moje ulubione zastosowanie lawendy, czyli to działające najbardziej na psychikę.
Bardzo przyjemnym sposobem na bezsenność, czy stres jest ciepła, kojąca kąpiel. Wystarczy do kąpieli dodać kilka kropli olejku lawendowego (6-8 kropli) i poświęcić kilka minut na zrelaksowanie się. Oczywiście jeśli macie inne olejki o właściwościach relaksujących możecie wzbogacić mieszankę wlewaną do wody. Ale nie należy przekraczać 10 kropli. Jeśli nie macie wanny, wystarczy relaksująca kąpiel. A jeśli nie macie ochoty na kąpiele, można wybrać masaż (15 kropli na 50 ml oleju bazowego). Dokładniej o technikach masażu pisałam tutaj (KLIK).

Inne olejki pomagające uspokoić się i zwalczyć stres to np. różany, ylangowy, z melisy, czy rumianku rzymskiego.
Doczytałam, że istnieją różne rodzaje i poziomy stresu i z każdym trzeba walczyć inaczej, przyznam że temat mnie mocno zaciekawił, ale nie będę już przedłużać, może innym razem..


Jeśli podobają Wam się posty o aromaterapii z chęcią przygotuję coś jeszcze. Dajcie tylko znać w komentarzach.

Kochani, jeśli planujecie zacząć stosować olejki eteryczne bardzo Was proszę o zapoznanie się z  dekalogiem aromaterapii, który znajduje się na stronie Dr Beta. To bardzo ważne! 

I pamiętajcie, prawdziwy olejek eteryczny to tylko ten w 100 % naturalny, sztuczne olejki nie mają właściwości aromaterapeutycznych.

Buziaki

PS. Podczas pisanie tego posta korzystałam m.in. z informacji zawartych w książce Valerie Ann Wordwood "Vademecum olejków eterycznych i aromaterapii" oraz "Pachnąca apteka. Vademecum aromaterapii" autorstwa Władysława Bruda i Iwony Konopackiej.

niedziela, 15 czerwca 2014

Moje niezbędniki

Dziś opowiem Wam o kilku bardzo często używanych przeze mnie rzeczach, które mogę uznać za niezbędniki. Uważam, że ich zakup to była bardzo słuszna decyzja i nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez nich. Wiadomo, że pewnie dałabym radę wytrzymać, ale bez wątpienia są to moje umilacze/poskramiacze rzeczywistości :)


Na początek olejki eteryczne.
Gdy rozpoczynałam przygodę z aromaterapią nie sądziłam, że olejki okażą się aż tak przydatne w życiu codziennym. Wiedziałam, że ich zastosowanie jest bardzo szerokie, ale nie przypuszczałam że będę ich używać niemalże codziennie. Kropla olejku lawendowego na ukąszenie komara i goi się raz, dwa i do tego przestaje swędzieć :) Kilka kropli olejku ylangowego, petitgrain, czy pomarańczowego w kominku aromaterapeutycznym poprawia mi wieczorkiem nastrój i łagodzi niepokój, gdy czuję się zestresowana. Kropelka olejku z drzewa herbacianego przyspiesza znikanie wyprysków. Olejek eukaliptusowy dodany do kąpieli, pomaga w walca z przeziębieniem. Mam zamiar czytać więcej na ten temat i stosować olejki na inne jeszcze sposoby. Jestem zaskoczona ich skutecznością!


Przez długi czas uważałam, że nie przyda mi się czytnik ebooków. Kocham czytać książki, ale żyłam z przeświadczeniem, że ebook to nie jest prawdziwa książka i w sumie po co mi to. Koleżanka z pracy zapoznała mnie z czytnikiem, który dostała na urodziny. Była bardzo zadowolona z prezentu i zaraziła mnie entuzjazmem. Postanowiłam zakupić czytnik. Zdecydowałam się na najprostszą wersję Kindle Classic. Im dłużej korzystam, tym więcej zalet tego urządzenia dostrzegam.

Po pierwsze gigantyczna oszczędność pieniędzy i miejsca na półce w domu :) Ebooka można zdobyć w o wiele niższej cenie niż papierową książkę, ewentualnie pobrać za darmo. Nie trzeba po niego iść do księgarni, czy do biblioteki. Pobranie ebooka to kilka minut. Chcę przeczytać jakąś książkę, mam ją dostępną niemalże natychmiast i bez wychodzenia z domu.

Skończyło się taszczenie ciężkich tomów w podróży. Jadąc gdzieś mogę ich zabrać ile mam ochotę i nie muszę brać ze sobą ładowarki, bo bateria tej wersji Kindla trzyma ok. 3-4 tygodni. Do tego mam masę frajdy z wymiany mailowej z koleżankami. Praktycznie raz w tygodniu wysyłamy sobie książki elektroniczne mailem. Ebookiem można się podzielić :) Można go komuś dać i mieć jednocześnie. A ile frajdy z polowania na okazje zakupowe! Weekendowe promocje na Woblinku to już nasza copiątkowa tradycja :)

Wad widzę kilka, nie jest to tradycyjna książka, a obcowanie z prawdziwą książką to będzie dla mnie zawsze wielka przyjemność, ten zapach papieru itd... Nie mogę do Kindla używać zakładki, a bardzo lubię przesuwać zakładkę po czytanych wersach :) Nie widzę też, z jak grubą książką mam do czynienia. Nie wiem czego się spodziewać, ale i omija mnie satysfakcja z przeczytania szybko czegoś o dużej objętości.

Zakup Kindla uważam, za jedną z najlepszych zakupowych decyzji jakiej dokonałam w ostatnich latach.


Kolejny niezbędnik to mój fioletowy kalendarz. Noszę go ze sobą codziennie w torebce. Mam tam zanotowane wszelkie potrzebne informacje, które nie wiem kiedy mogą mi się przydać, np numer konta, czy NIP zakładu pracy. Notuję w nim ważne daty, swoje plany, spotkania, zadania do zrobienia... Nie lubię kalendarzy w telefonie, wolę tradycyjne papierowe. Zdecydowałam się na kalendarz Moleskine, powodowana ciekawością, ale teraz wiem, że będę kupować te kalendarze co roku. Są bardzo eleganckie, podoba mi się kremowy papier, sztywna okładka w pięknym odcieniu fioletu (następna będzie fuksja!) i kieszonka na końcu kalendarza, w której chowam róże ważne karteluszki. Moleskine jest dopracowany w najdrobniejszym szczególe, to ozdoba wnętrza torebki.


Ostatni z niezbędników to, mój najnowszy nabytek - smartfon. Po długim namyśle wybrałam Samsunga Galaxy S4. Obsługa jest bardzo prosta i intuicyjna, już pierwszego dnia opanowałam podstawowe funkcje i zaczęłam z niego swobodnie korzystać. To taki mini komputerek, mogę robić na nim wiele rzeczy, które robię przy użyciu laptopa - np. odpisywać na komentarze na blogu, buszować w internecie, słuchać muzyki i oglądać filmiki urodowe na YT ;). Na razie korzystam z niewielu aplikacji. Moje ulubione odkrycie to Instagram, wiele moich ulubionych blogerek publikuje tam dużo ciekawych zdjęć z życia codziennego, dzięki czemu możemy lepiej się poznać. Nie spodziewałam się że Instagram jest aż tak interaktywny i ma szeroki, ogólnoświatowy zasięg (to bardzo miłe uczucie gdy publikujesz zdjęcie ulubionych perfum, a ich producentka polubi je i skomentuje).

Może mogłybyście polecić mi  inne ciekawe aplikacje, z których lubicie korzystać?

To już wszystkie niezbędniki. Co należy do Waszych umilaczy rzeczywistości? :) A może korzystacie z rzeczy, które ja wymieniłam?

Miłego dnia




piątek, 13 czerwca 2014

Czerwcowe nowości

Hej!!
Pokażę Wam dziś kilka rzeczy, które kupiłam ostatnio. Starałam się nie przesadzać z zakupami kosmetycznymi, dlatego nabyłam tylko to co niezbędne :) Pojawiło się też kilka niekosmetycznych nowości.

Na początek dwie świece Bath & Body Works zakupione w promocji "druga za 1 zł" (tak przy okazji, zaczęły się wyrzedaże w B&BW!!). Pierwsza to Lemon drops z wiosennej kolekcji Sweet Shop inspirowanej sklepem z cukierkami. Druga to Stress relief antistress z eukaliptusem i miętą z kolekcji Aromatherapy


Kolejny niekosmetyczny zakup to nowe okularki, które pokazywałam Wam już przy okazji notki MIX zdjęć nr 1. Marzą mi się jeszcze jedne, ale z zielonymi szkłami, może kolejnego lata ;)


I na koniec kosmetyki. 

Nie ma tego dużo. Kolejne opakowanie Żelowego kremu nawilżającego do cery problematycznej marki REN. Przypominam, że krem ma łagodzić podrażnienia skóry, redukować zaczerwienienia oraz przebarwienia pozapalne oraz przywracać skórze odpowiedni stopień nawilżenia. Moja skóra go wprost uwielbia. Jest i kilka próbek w prezencie od Galilu, które z przyjemnością przetestuję.


Ostatni produkt to organiczny tonik Coslys z ekstraktem z lilii polecany do cery normalnej i mieszanej. Pachnie obłędnie!! Oprócz ekstaktu z lilii zawiera jeszcze wodę z wiązówki błotnej oraz chabra. Wodę kwiatową z rumiankuoczaru wirginijskiego. Oraz wodę z kwiatu pomarańczy. Do tego mamy jeszcze olejki, ze słodkich migdałów i drzewa różanego. Mam przeczucie, że może przebić mój ukochany tonik Pat & Rub!


To już wszystko, życzę Wam miłego piątku i do napisania!



czwartek, 12 czerwca 2014

Kosmetyczna inwentaryzacja cz. 2 - żele pod prysznic

Hej, hej!
Czas na drugą część denkowej epopei :) Jeśli nie wiecie o co chodzi, odsyłam do pierwszej notki o planie inwentaryzacji kosmetyków (KLIK).

Pokrótce - mam zamiar uszczuplić zapasy kosmetyków, nie dublować i nie kupować tego co mam w nadmiarze. Przy okazji pokazuję Wam moje zapasy kosmetyczne opatrzone mini recenzjami.

Ostatnio opisywałam masła i balsamy do ciała, dziś pora na żele pod prysznic. Chyba nie ja jedna mam problem z gromadzeniem żeli. Są to produkty z reguły niedrogie, często używane i szybko się je opróżnia. Dlatego ilekroć odczuwam głód kosmetycznych zakupów, zazwyczaj zaspokajam go "bezpiecznym" żelem pod prysznic. W efekcie stałam się posiadaczką takiej oto gromadki:


Na początek ukochane żele Phenome.
Po lewej migdałowa emulsja do mycia ciała. (Podlinkowałam recenzję, więc jeśli macie ochotę możecie doczytać więcej). Cudowny luksusowy zapach migdałów, po prostu rozkosz w butelce. Słabo się pieni, ale pielęgnuje skórę pod prysznicem, dlatego lubię zostawić ją przez kilka sekund przed spłukaniem. 

Kolejny to cukrowy żel do mycia ciała. Po wielu opróżnionych butelkach stwierdzam, że jest to mój numer jeden wśród wszystkich żeli jakich kiedykolwiek próbowałam. Jestem obłędnie zakochana w zapachu linii cukrowej!!


Dalej następny duet, tym razem od The Body Shop.


Kwiatowa moringa oraz apetyczna malina. Nie mogę więcej powiedzieć na ich temat, bo jeszcze nie próbowałam, ale malinę wczoraj postawiłam na wannie. Nabrałam ochoty na różowe owocki :) 
 
Bardzo lubię produkty do włosów marki Nature's Gate. Zobaczymy czy podobne odczucia będę miała co do ich żeli pod prysznic, ten poniżej ma aromat papai i bogaty, naturalny skład z dodatkiem m.in. masła shea, olejku ze słodkich migdałów, z pestek moreli, witaminy E.

Żel marki Kneipp o zapachu fig z dodatkiem olejku arganowego, jest bardzo delikatny, ale skuteczny i do tego przyjemnie pielęgnuje skórę, nie przesusza. Niestety nie do końca odpowiada mi zapach.


Snow angel marki Philosophy to kolejny prezent od siostry, również jeszcze nie używany. Ma piękny, połyskliwy, srebrzysto perłowy kolor i można go używać również jako szamponu i płynu do kąpieli.

Na dole po prawej stronie wysłużone opakowanie galaretki pod prysznic Lusha, Sweetie Pie. Bardzo ciekawy, nietypowy produkt, do tego pachnie prześlicznie. Ale pod koniec używania galaretka bardzo się kruszy i kąpiel z nią jest coraz bardziej irytująca i męcząca.


I na końcu żel pod prysznic Isana z witaminami i jogurtem, który kupiłam w Rossmannie w promocyjnej cenie 2,50 zł. Łagodny, owocowy (ale mało wyrazisty) zapach, dość delikatny specyfik, nie wysusza skóry. Jak za taką cenę, jest naprawdę nieźle ;)


To już wszystkie moje żele. A teraz Wasza kolej. Przyznajcie się, ile macie żeli pod prysznic? :D
 
W następnej notce pochwalę się maseczkami do twarzy i już wkrótce post z nowościami czerwca. Zobaczymy, czy udało mi się zachować wstrzemięźliwość ;)
Ściskam



środa, 11 czerwca 2014

MIX zdjęć - nr 1

Witajcie Kochani!
Jest kilka powodów dla których kupiłam nowy telefon. Jedną z wielu przyczyn, była chęć założenia profilu na Instagramie. Bardzo lubię oglądać na innych blogach zdjęcia z tej strony i dlatego  postanowiłam też coś takiego wprowadzić :) 

Zapraszam na mix nr 1 mojego autorstwa.

Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)


1. Uwielbiam polne kwiaty. Te rosną koło mojej pracy. Polskie maki są najpiękniejsze, prawda? I trudno o doskonalszy odcień czerwieni. 2. Wieczorne relaksy, objadanie się czereśniami (są schowane w niebieskiej misce), schłodzone winko i ukochane świece Diptyque. Tym razem pachniały róże. 3. Czasem przed podróżą do pracy mijam tę wystawę i zawsze mnie fascynuje. Jest na niej dużo ślicznych drobiazgów. Do sklepu jeszcze nigdy nie weszłam. 4. Moje nowe okulary przeciwsłoneczne, strasznie podoba mi się kolor tych szkieł. Podobne ma Beyonce ;)


5. Mówiłam Wam że kupię kolejną :) Nowa koszulka dla maniaczki kawy (czyli mnie!) od Stay Simple. 6. Tęcza w drodze do rodzinnych Kielc. Tęcze są dla mnie dobrym znakiem, zapowiedzią tego, że spotka mnie coś pięknego. 7. Gdy wróciłam z pracy na stole czekał piękny bukiet piwonii. Tym razem nie prezent od męża, a od sąsiadki z naprzeciwka ;) 8. Zawsze witana z wielką radością, pachnąca paczuszka od Galilu.


9. Podczas zakupów w pobliskim markecie wypatrzyła ją moja mama. Leży super, ma radosne letnie kolorki, które kojarzą się ze stylem marynarskim i jest zrobiona z mięciutkiej bawełny. Mało tego, kosztowała tylko 10 zł. 10. Sezon na truskawki, wcinamy pod każdą postacią. Ulubiona forma - ze śmietaną i cukrem, tak jak przyrządzała babcia, gdy byłam mała.  11. Zamówiłam sobie cebule tuberozy. Jestem maniaczką zapachu tych kwiatów w perfumach, a nie wiem jak pachną na żywo. Postanowiłam to zmienić. Niedawno odkryłam, że zakiełkowały!! 12. Nie mogłam się doczekać, kiedy Alina opublikuje na blogu relację z pobytu w Paryżu. Czytanie jej posta i kubek z kawą równa się miłe rozpoczęcie dnia.

Po więcej zdjęć zapraszam na mój instagramowy profil :)
Do napisania!


poniedziałek, 9 czerwca 2014

Czerwcowe chciejstwa

Witajcie Kochani,
Mam dziwne wrażenie (pewnie nie ja jedna), że przeskoczyłam wiosnę i od razu znalazłam się w lecie. 
Czuję się jakby od dawna trwało lato, stąd też moją czerwcową Wish Listę zdominowały upalne klimaty :)


Na początek dwa produkty marki Clarins.

Coś z kolorówki, czyli błyszczyk Instant Ligh. Obecnie mam nadmiar produktów, do ust. Ale strasznie mnie kusi to cudeńko. Znacie te błyszczyki, są godne zakupu? Jakie odcienie polecacie?

Kolejny produkt Clarins to emulsja samoopalająca do twarzy i dekoltu. Kończą się kropelki Collistara i szukam godnego zastępcy. Waham się między Clarinsem, a samoopalaczem Phenome. Emulsja zbiera bardzo dobre recenzję, więc może to właśnie na nią się zdecyduję. Zobaczymy..

Niedawno oglądałam asortyment sklepu Minty dot i znalazłam tam sporo pięknej biżuterii, ale najbardziej przypadł mi do gustu ten piękny naszyjnik. Jest prosty, ale oryginalny. Zdecydowanie ma coś w sobie i pasuje do urlopowych klimatów :)

W sklepach roi się też od pięknych, letnich szali o jasnych, radosnych kolorach. Chcę wybrać coś dla siebie, może w Zarze, albo Accesorize. Tam widziałam kilka, które przypadły mi do gustu.

Ostatni produkt na liście to podkład na lato marki Shiseido, Suncare Sun Protection Liquid Foundation. Nie wiem, czy zdecyduję się na zakup w tym roku, bo mam obecnie dwa podkłady, jaśniejszy Guerlain i ciemniejszy balsam BBB od Pat & Rub. A nie mam w zwyczaju kupowania większej ilości podkładów. Ale  myślę, że w przyszłym roku z przyjemnością go przetestuję.

A co Wam chodzi po głowie? Planujecie jakieś ważniejsze zakupy na zbliżające się wakacje?

Miłego dzionka









niedziela, 1 czerwca 2014

Kosmetyczna inwentaryzacja cz. 1 - wprowadzenie, balsamy do ciała i profil instagramowy

Witajcie,
Jakiś czas temu Łucja z Agulkowego Pola, przeprowadziła ciekawą akcję inwentaryzacji kosmetyków (KLIK). Postanowiłam i ja, w ramach kosmetycznej oszczędności, przeprowadzić porządki. Łucja, dziękuję za super bodziec do działania! :)

Zdecydowanie za dużo zalega u mnie: żeli pod prysznic, balsamów i maseł do ciała, maseczek oraz peelingów do twarzy i masek do włosów. (Na razie nie planuję zajmować się kolorówką).

Oficjalnie wpisuję powyższe kosmetyki na czarną listę i nie wolno, powtarzam nie wolno mi ich kupować!!! Za to mam zamiar namiętnie je, o p r ó ż n i a ć.  Postaram się nie otwierać nowych opakowań i w miarę możliwości nie używać ich równolegle, tylko skupić się na jednym opakowaniu i przechodzić do następnego, dopiero gdy je "wykończę". Wyjątkiem są maski do włosów (moje włosy lubią urozmaicenie) oraz żele pod prysznic i masełka do ciała, bo lubię używać je w zależności od nastroju. (Wychodzi na to, że prawie wszystko to wyjątek ;)

Na początek pokażę Wam moje zbiory, przy okazji pokuszę się o kilka mini recenzji, jeśli w miarę dobrze poznałam kosmetyk. Zacznę od balsamów i maseł do ciała.


Mam w tej chwili trzy masła do ciała.


Najnowszy, jeszcze nie używany nabytek to masło z The Body Shop o kobiecym, kwiatowym zapachu moringa. Jeszcze go nie używałam, więc nie wiem jak się sprawdzi, ale znając masła tej marki, powinnam być zadowolona.

Pozostałe dwa to prezent od Aliny. Righteous Butter marki Soap & Glory namiętnie używałam zimą, teraz zapach jest dla mnie zbyt intensywny, ale myślę że sięgnę po nie w chłodniejsze wiosenne i letnie wieczory. Masełko bardzo dobrze się wchłania i pielęgnuje skórę, ale zapach jest bardzo intensywny i czuć go później na pościeli, piżamie (kremuję się wieczorem) i bardzo długo na skórze. Dla mnie to akurat zaleta, ale wiem że niektórzy tego nie lubią.

Kolejne masło od Aliny to miodowy melon z Alverde. Zapach dużo lżejszy od poprzednika, ale również bardzo przyjemny.  Z działania też jestem bardzo zadowolona, jest tylko problem z szybkim wchłanianiem się produktu, muszę się mocno naklepać, żeby wniknął w skórę. Ale to jedyny minus.


Najczęściej obecnie używam wygładzającego eliksiru do ciała z ekstraktem z czerwonej herbaty i opuncji figowej Phenome (to ten po prawej stronie na powyższym zdjęciu). Następny w kolejce czeka antyoksydacyjny balsam do ciała z białą herbatą i żurawiną również Phenome. Będę chciała przygotować Wam zbiorczą recenzję tych produktów, dlatego na razie tajemniczo milczę.

I na koniec kilka miniaturek.  

Słodkie pianki od B&BW - czarno to widzę, bardzo zimowy zapach, nie mogę się przemóc żeby używać teraz tego balsamu.. Lawendowy od Hugo Natural, naturalny skład i kojący lawendowy zapach, lubię go używać przed snem. Imbirowy od Origins, wdzięcznie nazwany bitą śmietaną do ciała, jeszcze go nie używałam, więc nie wiem jak ta konsystencja naprawdę wygląda. I ostatni produkt, również nie używany wcześniej, mandarynkowy balsam marki Love & Toast.


Planuję zużyć je podczas podróży.


W następnej części opowiem Wam o żelach pod prysznic.
Kosmetyczną inwentaryzację czas zacząć :)

A jak u Was wyglądają zapasy maseł i balsamów, lubicie mieć nadmiar tych produktów, czy wystarczy Wam jeden na półce? Jakie zapachy i konsystencje preferujecie oraz  jak Wam się podoba pomysł kosmetycznej inwentaryzacji?
Dużo buziaków!!!



PS. Odpaliłam profil na Instagramie, zapraszam do odwiedzin :) ---> KLIK

http://instagram.com/cherry_twig#


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Etykiety

Aesop (1) Alba Botanica (2) Alchemia Lasu (1) Alep (1) Alessandro (2) Alterra (9) Alverd (1) Alverde (14) Aquolina (1) ARGILES DU SOLEIL (3) Aromatherapy Associates (3) Aubrey Organics (2) Auriga (4) Balea (4) BALNEOKOSMETYKI MALINOWY ZDRÓJ (1) Bath & Body Works (12) Bath Body Works (1) Batiste (9) Beauty Formulas (1) Becca (2) Benefit (3) BeYu (1) Bielenda (5) BingoSpa (5) Biochemia Urody (13) Bioderma (2) Biopha (1) Biotherm (3) Biovax (4) Blumarine (1) Body Shop (13) Bomb Cosmetics (1) Boss (1) Bumble and Bumble (1) Burt's Bees (9) Caudalie (1) Chanel (12) Chantarelle (1) Charmine Rose (13) Chloe (1) Clarena (5) Clarins (7) Clinique (13) Collistar (1) Coslys (6) Dabur (2) Dax Cosmetics (1) Delawell (2) Dermalogica (3) Dermika (1) Dior (3) Diptyque (9) Dolce Gabbana (4) Douglas (1) Dr. Hauschka (8) Ecospa (2) Ecotools (1) Ecoworld (3) Eko Spa (1) Eos (3) Erbaviva (3) Essie (16) Estee Lauder (1) evrēe (1) Farmona (4) Femi (6) Figs Rouge (4) Fred Farrugia (2) Frederic Fekkai (4) FRESH MINERALS (1) Fridge (11) Fridge by Yde (4) Gaia Creams (7) Gal (1) Givenchy (1) Glam Glow (1) Glyskincare (1) Guerlain (14) H&M (1) HAPPYMORE SKIN CARE (1) Helena Rubinstein (2) Hugo Boss (1) Hugo Naturals (2) Ikarov (3) Inglot (1) Isana (3) Joanna (2) John Masters Organics (18) Joik (6) Kallos (1) Kanebo (3) Kanu (3) Khadi (1) Kiehl's (1) Kindle (1) Kneipp (3) Korres (5) Kringle Candle Company (2) Kryolan (3) L' Occitane (5) L'Oreal (4) L'Orient (5) La Mer (1) Lancome (4) Laura Mercier (6) Lavera (1) Lawendowa Farma (1) Lierac (3) Lily Lolo (1) Lioele (2) Lirene (2) Lorac (1) Love & Toast (1) Lush (55) Mac (1) MÁDARA (3) Maybelline (2) MCMC Fragrances (1) MeMeMe (1) Model CO (2) Munio Candela (1) My Beauty Diary (2) Natural Product (1) Nature's Gate (7) Neom (1) Neutrogena (3) Nivea (3) NOAlab (4) Nuxe (7) Opi (1) Oragnique (6) Orientana (6) Origins (5) Pandora (6) Pat & Rub (33) Phenome (72) Philosophy (7) Physicians Formula (1) Phyto (1) Pierre Rene (1) Prestige Cosmetics (3) Pukka (4) Pupa (2) Queen Helen (1) Real Techniques (3) REN (5) Rene Furterer (1) Revlon (1) Rituals (1) Rituls (1) Rival de Loop (1) Sally Hansen (3) Salvatore Ferragamo (3) Sanoflore (1) Sante (4) Schwarzkopf Professional (3) Scottish Fine Soaps (1) Sephora (7) Serge Lutens (1) Shiseido (5) Siquens (3) Skin79 (1) Skinfood (1) Sleek (4) Smashbox (2) Soap & Glory (3) Stara Mydlarnia (2) Stenders (4) Sylveco (3) Synergen (2) Tangle Teezer (3) Tarte (1) The Balm (1) The Different Company (1) THE SECRET SOAP STORE (1) Tołpa (4) Tommy Hilfiger (1) Trader Joe's (2) Tweezerman (1) Über (2) Urban Decay (1) Uriage (3) Vichy (2) Vita Liberata (2) Wibo (1) Yankee Candle (13) Yasumi (1) Yoskine (1) YSL (1) Yves Rocher (6)